Wycieczka do Jaworek

JaworkiJaworki przywitały nas bardzo gorąco – ponad 30st.C w powietrzu i szeroko otwarte ramiona naszych gospodarzy w pensjonacie „Partykówka”. To ciepełko utrzymywało się do samego końca, zarówno w przyrodzie, jak i sercach ludzi, których tam poznaliśmy. Zawsze mogliśmy liczyć na przychylność i pomoc osób, z którymi spotykaliśmy się w czasie naszych wycieczek. Nie było problemu, aby usadzić na wyciągu krzesełkowym osoby jeżdżące na wózkach, jak również te bardzo strachliwe, które potem krzyczały z zachwytu (Agnieszka?). Dowożąca nas busem w różne miejsca Kinga z „Szewczyk Travel” zawsze była do naszej dyspozycji i ustawiała swój pojazd tak, aby nam było jak najwygodniej wsiadać, czy wysiadać. Dzięki temu mogliśmy dotrzeć do miejsc, gdzie osoby niepełnosprawne rzadko mają okazję bywać i doświadczać wzruszających przeżyć jakich mogą dostarczyć góry.

Niektórych czasami trudno było wyciągnąć na wycieczki (Agnieszka?), bo tak bardzo dobrze czuli się w naszym pensjonacie i jego otoczeniu. Nic zresztą w tym dziwnego, bo nasi gospodarze: Celinka i Zbyszek potrafili stworzyć niezwykłą atmosferę w swoim domu. Wszyscy czuli się bardzo swobodnie, a niektórzy nawet rozmarzali się przy posiłkach (Michał?) i mówili co by zjedli, aby ich szczęście dopełniło się do końca. Oczywiście pojawiało się to na ich talerzach następnego dnia. Ten koncert życzeń w postaci pączków, pierogów (ach te pierogi!), kapuśniaczków, placuszków itp. trwał przez cały czas naszego pobytu, a Celinka śmiała się tylko i mówiła, że nie musi obmyślać dla nas menu.

Szczególna atmosfera tego domu przeniosła się i na innych gości, z którymi zaprzyjaźniliśmy się bardzo. Mały Piotrek tak pokochał Ksawerę, że gotowy był odlecieć z nią na mopie w siną dal. A jego tata ratował nas, gdy zastała nas burza poza domem i swoim samochodem przywoził po kolei zmokniętych do pensjonatu.

Któregoś wieczoru Celinka udostępniła swoje kuchenne królestwo dziewczynom, a one szalone kucharki pod przewodnictwem Patrycji wyczarowały wspaniałą pizzę, którą zajadaliśmy się wszyscy, goście i gospodarze.

Osobny temat to nasi wolontariusze: Monia, Czarek i Michał. Bez nich niemożliwe byłyby jakiekolwiek wycieczki i funkcjonowanie w pensjonacie. Wysiłek, jaki włożyli w to, aby osoby jeżdżące na wózkach mogły doświadczyć piękna gór z bliska był nieoceniony. Ich poczucie humoru, delikatność, takt i poświęcenie były naprawdę godne podziwu. Monia, która znalazła się w naszej grupie troszkę przez przypadek podbiła serca wszystkich. Pokochaliśmy ją wszyscy bezwarunkowo. Zagrożonemu Czarkowi nie pozostało więc nic innego jak tylko się jej oświadczyć, czego byliśmy świadkami i co bardzo nam się podobało :). Monia ponadto była szalonym fryzjerem naszego wyjazdu i wyczarowywała na głowach dziewczyn i chłopaków prawdziwie artystyczne kompozycje.

Chyba każdy z uczestników tego wyjazdu wspomina go bardzo dobrze i chętnie wróciłby do Jaworek jeszcze raz. To miejsce ma w sobie magię.

Zapraszam do obejrzenia albumu.

Mama Piotrka Mazurka